Jesteśmy u dziadków. Niedziela. Wybieramy się do kościoła. Motam panicza w kieszonkę.
Dziadek z przerażaniem w oczach: - TAK go bierzecie do kościoła?!
- No tak.
- Nie no, nie żartujcie...!
- Ale o co chodzi...?
Babcia z politowaniem w głosie: - To może już lepiej zostawcie małego z nami i sami idźcie...
- No ale dlaczego? Co jest nie tak? On w chuście jest spokojny całą Mszę...
- No... bo... jeszcze ludzie pomyślą, że was nawet na wózek nie stać...
:D
Poszliśmy. Była sensacja. Tam jeszcze chust nie znajo. A my mamy odtąd etykietkę "plebs". ;D
Mogłaś nie obciąć metki z chusty :P
OdpowiedzUsuńAgata
No przydałoby się, żeby "ludzie zobaczyli", że taki kawał szmaty potrafi kosztować i dobrych kilka stów. :P Ale moje to używane i to raczej ze średniej półki. ;)
UsuńJak zobaczyłam tytuł, to już podejrzewałam, co się kroi :-D
OdpowiedzUsuńAż zapytam - u których dziadków nie znajo?
Ja w sumie u nas w kościele też nikogo zamotanego nie widziałam (ale nie chodzę na dziecięcą Mszę ani stronę), za to jak zobaczyłam w nosidle, to miałam ochotę zapytać, czy mogę przymierzyć :-P
U dziadków na Podkarpaciu nie znajo. ;) W mojej rodzinnej miejscowości była dziewczyna, która przetarła chustowe szlaki przede mną. :)
UsuńHahaha, ale się uśmiałam! :D
UsuńTeraz nasza Ada stała się chustową pionierką w pewnych rejonach Polski, super! ;D
Chciałabym zobaczyć tę "sensację", musiało być ciekawie, pełne skupienie parafian, nic nie zapowiadało trzęsienia ziemi, a tu bach... ;p
No, może nie od razu trzęsienie ziemi, ale co niektórzy mieli chyba kłopoty ze skupieniem się na Mszy... ;p
Usuń:D
Oj ty biedoto ;D
OdpowiedzUsuń