piątek, 11 listopada 2016

A dziecko zostawili na mrozie...

Wybraliśmy się pozwiedzać dość urocze miasteczko na Podkarpaciu. Wzięliśmy wózek, a do torby na wszelki wypadek chustę. Po dłuższym spacerowaniu potrzebowaliśmy zrobić sobie przerwę i zatrzymaliśmy się w restauracji na kawę i małą przekąskę. Poziom marudzenia podnosił się z minuty na minutę i widziałam już, że opcja dalszego spacerowania w wózku nie przejdzie. Wrzuciłam dziecię na plecy, a mąż wiózł pusty wózek. Okazało się to fajnym rozwiązaniem, bo przed nami było kilka miejsc, do których wejście prowadziło przez ogromne schody albo bardzo wąskie drzwi - wtedy wózek zostawialiśmy na zewnątrz.
W jednym z takich miejsc musieliśmy przy wejściu zapytać, w którą stronę mamy się kierować, aby zobaczyć, to co chcieliśmy. Dwaj wychodzący mężczyźni poinstruowali nas, gdzie mamy iść, po czym z przerażeniem zobaczyli, że wózek zostawiamy przed drzwiami. Oglądają się za nami, coś do siebie szepczą i w końcu jeden nie wytrzymał:
- Ale dziecko... To może weźcie je do środka, bo dziś zimno...!

Roześmialiśmy się, wskazując na "garba" na moich plecach i wystającą główkę, bo dziecko sobie smacznie spało pod bluzą.
Miny panów bezcenne. ;)

<3

2 komentarze:

  1. Haha, to prawie jak u nas - wybraliśmy się do Doliny Chochołowskiej, wózek mamy "terenowy", więc dawał spokojnie radę, tylko na dwóch pojazdach trzeba było dla wygody i bezpieczeństwa Młodą wyjąć. Tak więc mąż niósł zawiniątko, a kilka metrów za nim mój kuzyn sprowadzał na luzie, jedną ręką pojazd (i zdawało się, że zaraz cała jego zawartość wyskoczy). Miny mijanych ludzi bezcenne, połowa zaglądała z przerażeniem do wózka :-D

    OdpowiedzUsuń