czwartek, 9 lutego 2017

A czy Ty nosisz swoje dziecko w szeleczkach??

Jeden z pierwszych po chorobie spacerów chustowych i od razu z grubej rury. ;)
Zaczepia mnie starsza pani:
- O jaki ładny bąbelek! Ile ma?
- 9 miesięcy.
- A chodzi już??
- [w myślach: wtf??] Yyy, nie no, bez przesady, ma dopiero 9 miesięcy, nie chodzi...
- A bo to chłopcy czasem później ruchowo się rozwijają...
Przemilczałam, swoje pomyślałam (właśnie na odwrót, często panuje taka obiegowa opinia, że chłopcy szybciej rozwijają się ruchowo, ale za to później zaczynają mówić, a dziewczynki odwrotnie... a tak poza tym to jakie "później"?? co to za pomysł, że 9 miesięcy to jest wiek na chodzenie??) i myślałam, że się odczepi. Ale to był dopiero wstępik. ;)
- A on jest przymocowany na takich szeleczkach?
[tu prawie padłam jak usłyszałam "przymocowany" i "szeleczki" w jednym zdaniu... ;p :D)
- Nie, jest zawiązany w chuście.
- W chuście? Tak cały opatulony?
- Tak, mniej więcej tak.
- A to dlatego! Jak jest taki unieruchomiony, to jak się ma nauczyć chodzić... Wie pani, są takie szeleczki właśnie, że dziecko ma wolne całe nóżki i może sobie nimi machać ile chce, to wtedy ma więcej swobody i normalnie się rozwija... Takie unieruchomienie to nie jest dobre...
- Mhm... [musiałam mieć dziwną minę, ale co tam, jak się bawić to na całego;p] A na plecach też można nosić w tych "szeleczkach"??
- A wie pani, że nie wiem... Z przodu tylko widziałam. Ale może go pani wtedy odwrócić plecami do siebie i będzie wszystko widział!
- Rozumiem... Ale teraz też wszystko widzi i tak nam wygodnie, więc chyba zostaniemy jednak przy naszej chuście... :)
- Jak tam pani chce.

Uff. Tak chcę.
A jakby ktoś nie miał takiej wyobraźni jak ja, to ja sobie te "szeleczki" zwizualizowałam od razu mniej więcej tak:

Są "szeleczki", nóżki sobie w całości zwisają i można nimi machać do woli i "ćwiczyć". Wszystko się zgadza.

Dobra, żarty żartami. Dla niewtajemniczonych - to zdjęcie powyżej to antyprzykład noszenia. Klasyczne wisiadło (chociaż producent nazywa je "nosidełkiem ergonomicznym"...), w którym pozycja dziecka nie ma nic wspólnego z ergonomią, a już na pewno nie z wygodą. Jak łatwo zauważyć, dziecko sobie po prostu zwisa na wąskim panelu uciskającym jego krocze. Każdemu kto miałby ochotę nosić w ten sposób malucha, radzę najpierw wypróbować na sobie, o na przykład w taki sposób:


Powodzenia. ;)

Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, dlaczego to NIE jest dobry sposób na noszenie niemowląt (starszych dzieci też, rzecz jasna), to piszcie, pytajcie, czy tutaj w komentarzu, czy mailem. Jeśli okaże się, że jest taka potrzeba, napiszę coś więcej na ten temat. Dzisiaj tak tylko chciałam trochę zobrazować problem zainspirowana tą zatrważającą rozmową ze starszą panią...

10 komentarzy:

  1. E tam, przecież ma pieluchę, to na pewno nie gniecie w strategicznym miejscu :p ;)
    Kurcze, jakie szczęście, że u mnie znakomita większość starszyzny powtarza, że każde dziecko jest inne i rozwija się we własnym czasie (przykładowo, jeden kuzyn chodził, jak miał 10 msc, a inny 1.5 roku). Chociaż muszę przyznać, że M. zaczęła być bardziej mobilna w momencie, jak zaczęłam ją mniej nosić, a więcej zostawiać "samopas", ale to może zbieg okoliczności albo matczyna intuicja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz naprawdę szczęście, że tacy wyrozumiali starsi u Was. :) Ja to jeszcze nic, ale może się Żebrówka pochwali, ile się nasłuchała, jak to "blokuje dziecku rozwój"... ;)
      A u nas znowu było odwrotnie - jak młody zrobił się bardziej mobilny, to przestał się tak domagać noszenia. Wiadomo, że nawet w najlepszej chuście i najlepiej zrobionym wiązaniu można dziecku przyhamować harmonijny rozwój, jeśli tego noszenia będzie codziennie po 10 godzin... Dziecko potrzebuje też pobyć na podłodze, żeby móc ćwiczyć i się rozwijać. Ale chyba żaden normalny rodzic nie traktuje noszenia w chuście tak radykalnie, żeby przez cały dzień nie robić z dzieckiem nic innego poza noszeniem... ;)

      Usuń
    2. Temat robienia z dziecka opóźnionego (sic!) upadł jak Pisklak wstał na nogi, a że to zrobił dość szybko, to mogą się teraz licytować z sasiadkami, więc pod tym względem mam spokój. Teraz go źle odżywiam.;)

      Zaczepiające starsze panie są najlepsze.

      Usuń
    3. Może ja mam jakieś wybitnie ciężkie dziecko (raczej nie;), ale po dwóch godzinach noszenia mój kręgosłup stanowczo nakazuje mi odłożenie dzieciaka na ziemię - więc nawet jakbym chciała, to nie jestem w stanie zapobiec jego rozwojowi 😉
      A inną sprawą jest, że jak ponoszę Prezesa trochę to on później dużo chętniej siedzi na macie i ćwiczy te swoje wygibasy.

      Usuń
    4. A to też jest normalne i u nas było tak samo - jak dzieciak ma zaspokojoną potrzebę bliskości, to potem chętniej eksploruje świat samodzielnie. :)

      Usuń
    5. U nas to samo! Posiedzi w chuscie i potem mu nie jestem do szczęścia potrzebna. No chyba że mu idą 3 zęby na raz... Wtedy go odwiązałam po prawie 2 godzinach, a ten ręce do góry i z powrotem chce..:O

      Usuń
  2. 9 miesięcy i nie chodzi? Do specjalisty na kontrolę! :D
    Inna sprawa że znam przypadki 8-miesięczne, co chodziły. Jednak nie wyobrażam sobie, żeby Sara teraz zamiast raczkować zaczęła biegać mi po domu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie zastanawiają jeszcze takie nosidła ze stelażem, takie w góry, wyglądają trochę jak plecak. One są w porządku czy nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są bezpieczne, mają swoje plusy i minusy. Przede wszystkim są tylko dla starszaków, które potrafią same siedzieć na krzesełku, bo tam w środku tego stelaża dziecko siedzi na takim mini krzesełku. I trzeba pamiętać, żeby nóżki miały oparcie, a nie zwisały, bo jest to niekorzystne przy takiej pozycji. Na pewno dużym plusem jest, że dziecko jest "obudowane" i ma daszek, więc słońce czy wiatr nie są problemem na górskim szlaku. Ale za to dużo mniej widzi i może się tym denerwować. Dla niektórych rodziców zaletą jest też to, że dziecko się na pewno nie spoci, bo nie ma bezpośredniego kontaktu i przytulenia z rodzicem. Drugą stroną tego medalu jest jednak fakt, że właśnie z tego samego powodu trzeba bardzo kontrolować, czy dziecko nie marznie, bo dużo szybciej może się wychłodzić, gdy tego przytulenia nie ma. No i największy problem - gdy maluch zaśnie, główka nie ma żadnego podparcia i albo leci na klatkę piersiową, albo dynda do tyłu. Niestety, słabo. ;/
      Poza tym dla noszącego może to być niekoniecznie wygodne, bo środek ciężkości jest mocno przesunięty do tyłu, ale z reguły to tatusiowie noszą w takich cudach, więc jak już tam chcą. ;p

      Usuń
  4. O Boże, nirjednokrotnie widziałam te biedne dzieci i dyndające nòżki. Nie trzeba być specjalistą, by domyślić się, że przynosi to więcej szkody niż pożytku. Aż ciarki przechodzą

    OdpowiedzUsuń