poniedziałek, 26 września 2016

Ciepełko...

Jakieś wady każde dziecko musi mieć. Moje ulewa. Chociaż to chyba mało powiedziane. Rzyga po prostu...

Nie chciałabym być zbyt dosłowna w opisywaniu codzienności z rzygającym chuściochem. Żeby nie urazić niczyich uczuć estetycznych, daruję to sobie. Dość, że wspomnę tylko o tej wyjątkowej chwili, gdy idziemy sobie tacy przytuleni, delektujemy się zachustowaną bliskością, ludzie radośnie się oglądają za tą kipiącą wręcz miłością chuściocha i mamy, kiedy nagle... 
Czuję na sobie TO ciepełko... 

Kurtyna, oklaski. 

Przebieranie się (i dziecka też) kilka razy dziennie.
Pranie chusty średnio 1-2 razy w tygodniu. 
To jest ten aspekt chustowania, na myśl o którym mam jeden wielki oł noł...  


3 komentarze:

  1. Zawsze mogło to być "ciepełko" z pieluchy, takie z wyciekiem na plecy:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ożesz, racja... ;p Jeszcze mi się taka niespodzianka nie przydarzyła (odpukać). ;)

      Usuń
  2. My co prawda się nie chustujemy, ale już każdą wydzielinę na sobie zaliczyłam, także tak, musztardowe "ciepełko" jest gorsze :-P

    OdpowiedzUsuń